- PL: 17 kolejka – wyniki
- Kaczmarek: takie końcówki naprawdę budują
- LM: Francuzi walczyli, ale to Jastrzębski wygrał
- LM: Projekt zdominował ACH na Torwarze
- Gdańsk gospodarzem turnieju VNL 2025
- Popiwczak: przeżywam déjà vu, bo rok temu była identyczna sytuacja
- Wojtaszek: dobrze zaczynamy drugą rundę
- PL: 16 kolejka – wyniki.
- Kaczmarek: do sukcesu potrzeba całej drużyny
- Nowowsiak: wygraliśmy za 3 punkty
Wrona: Gdzieś sami zabijaliśmy się na siatce
- Updated: 19 marca, 2015
Trzeci mecz LOTOSU Trelf Gdańsk ze Skrą Bełchatów był nie lada zaskoczeniem. Nikt pewnie nie spodziewał się że gospodgarze będą aż tak gościnni pozwalając wygrać przyjezdnym z Gdańska w trzech setach.
Dla Skry Bełchatów trzeci mecz z ekipą z Gdańska miał być sprawdzianem przez egzaminem w Berlinie. Sprawdzianem, który oblali i nieco zmniejszyli swoją średnią ocen. – Myślę, że dzisiaj wyglądaliśmy tak, jakbyśmy głowami byli już w Berlinie. Mimo tego, że mówiliśmy sobie, żeby się skupić na tym meczu, a o Berlinie pomyśleć od jutra wyglądało to tak, jakbyśmy duchem i głową już tam byli – przyznał po meczu Andrzej Wrona.
Od początku tego środowego spotkania nic nie szło po myśli gospodarzy. Słaba postawa na boisku doprowadziła do szybkiej reakcji trenera Falasci i zmian w szeregach. Z boiska zeszli Mariusz Wlazły, poźniej do kapitana Skry w kwadracie dla rezerwowych dołączył Facundo Conte. Słabą postawę bez skrupółów wykorzystali gdańszczanie doprowadzając do sytuacji w której to wynik gonić musieli bełchatowianie. – Dzisiaj zagraliśmy bardzo „równy” mecz, chyba ostatnio przytrafił nam się taki z Będzinem u siebie. Wyglądało to strasznie. Praktycznie nic nam nie szło. Drużyna z Gdańska zagrała bardzo dobrze we wszystkich elementach. Przyznać należy że wygrana LOTOSU nie była okupiona bardzo ciężkim graniem. Bełchatowianie na boisku nie pokazali tego do czego przyzwyczaili kibiców, zaciętej walki, czy popełniania małej ilości błędów własnych. – Przez większość spotkania nie ryzykowali zagrywką tylko nam oddawali, a my się sami gdzieś zabijaliśmy na siatce. Musimy to przemyśleć, ale chyba później, bo przed nami są ważne rzeczy – za półtora tygodnia mamy Final Four – powiedział Wrona.
Odłożyć trzeba na półkę to co było i skupić się na tym co będzie. Już za nieco ponad tydzień Mistrz Polski walczyć będzie o wygranie tegorocznej Ligi Mistrzów. Ligi która w tym roku dla Polaków jest wyjątkowa – do Final Four awansowały dwa polskie zespoły. Obok Skry na parkiecie zobaczymy bowiem wicemistrza Polski Asseco Resovię Rzeszów. I obie walczyć będą już przeciw sobie w pierwszym półfinałowym spotkaniu finałów rozgrywanych w Berlinie. Przygotowania zatem do tych najważniejszych spotkań idą pełną parą. Pełną para tym bardziej po takich meczach półfinałowych PlusLigi. – Pierwszy raz mamy teraz okazję potrenować w spokoju w Bełchatowie. Jest parę rzeczy, które musimy poprawić, pogadać i walczyć, bo naprawdę jest dużo do wygrania – przyznał swą wypowiedź środkowy Skry. I dodał – Uważam, że ciągle mamy szansę na awans. Odrabialiśmy już większe straty. Może my musimy grać z nożem na gardle? Mam nadzieję, że jak teraz będziemy pod tą wielką presją, a tak właśnie teraz będzie w każdym meczu, to będziemy grali dużo lepiej.
Czy bełchatowianom uda się wymazać z pamięci ostatnie potknięcia na parkiecie i pokazać się z najlepszej strony podczas kolejnych starć półfinałowych i turnieju Final Four w Berlinie? Przekonamy się w najbliższym czasie.
źródło inf. własna/ skra.pl