Sołoducha: Jesteśmy lepsi od Jastrzębia

Kamil Sołoducha, statystyk ZAKSY Kędzierzyn-Koźle nie krył rozczarowania poziomem sędziowania podczas drugiego meczu o brązowy medal, który odbył się w Jastrzębiu, a który (tak jak i pierwsze spotkanie) goście przegrali po tie-breaku.

L.K. – Drugie spotkanie bardzo przewrotne i nerwowe. Taka droga z piekła do nieba, jednak w tie-breaku znak „stop” postawili Wam sędziowie.

K.S. – Zachowania sędziów nie będę komentował, bo wszyscy, którzy byli na meczu wiedzą o co chodziło, a ci którzy nie byli na meczu, to pewnie sobie zobaczą i też będą wiedzieli co sędziowie zrobili. Mnie nie wypada tego komentować. Zaczęliśmy mecz bardzo nerwowo i tu też „pomogli” sędziowie. Trochę nas to wybiło z rytmu. Przegraliśmy dwa sety i to nie dlatego, że Jastrzębie grało lepiej od nas.

Pierwsze dwa sety były konsekwencją reakcji i decyzji sędziego z początku meczu? (Paweł Zagumny w polu zagrywki po gwizdku sędziego chciał wymienić uszkodzoną piłkę, sędzia odgwizdał przekroczenie czasu 8 sekund na zagrywkę i przyznał punkt Jastrzębskiemu. Dyskusja rozgrywającego z sędzią zakończyła się czerwoną kartką dla Zagumnego i stratą kolejnego punktu. Tak ze stanu 3:3 zrobiło się 5:3 – przyp. red.)

– Zgadza się. Trochę straciliśmy głowę, a Jastrzębie to wykorzystało. Natomiast później zdołaliśmy się odbudować i grać na swoim poziomie. Chociaż nie ukrywajmy, to nie był nasz najwyższy poziom, ale doprowadziliśmy do tie-breaka. W piątym secie kilka pomyłek zadecydowało, że nie skończyliśmy tego meczu tak jak tego chcieliśmy… i wygrało Jastrzębie.

Którego meczu bardziej szkoda? Oba mecze w Jastrzębiu przegraliście 2:3, ale to były dwa zupełnie inne spotkania.

– Nie mam pojęcia. Ja żałuję obu meczów. Moim zdaniem jesteśmy lepsi od Jastrzębia, tylko musimy to pokazać na boisku.

Statystycznie i jakościowo, które spotkanie było lepsze w wykonaniu ZAKSY?

– Nie wiem, dokładnie nie przyglądałem się jeszcze statystykom z drugiego meczu. Wydaje mi się, że chyba lepiej zagraliśmy drugi mecz. Liderzy, którzy powinni grać na swoim dobrym poziomie, w tym meczu tak właśnie grali.

Dobre zmiany przeprowadzał Sebastian Świderski. Wszedł Grzegorz Bociek na atak i gra na dobrej skuteczności, wchodzi w ważnym momencie Dominik Witczak na zagrywkę i punktuje rywali trzykrotnie.

– Do zmian trzeba mieć nosa i trzeba przyznać, że Sebastian (Świderski – przyp. red.) miał w tym meczu „nosa”. Każdy zawodnik, który wszedł na boisku, przyczynił się do poprawy gry, a tym samym do wyniku końcowego. Naprawdę niewiele zabrakło żebyśmy wygrali. Mam nadzieję, że zrobimy to w Kędzierzynie!

Jesteście najlepszym przykładem na to, że prowadzenie 2:0 w rywalizacji jeszcze nic nie przesądza. Determinacji przed meczami u siebie nie zabraknie?

– Zgadza się. Sami na własnej skórze przekonaliśmy się, że prowadzenie 2:0, gdzie gra się do trzech zwycięstw, jeszcze nic nie oznacza. Jest to oczywiście przewaga, ale teraz wracamy do siebie i będzie nam łatwiej. Jeszcze nic straconego.

Po tak zaciętej rywalizacji półfinałowej z Resovią, walka o brąz jest dosłownym „finałem pocieszenia”?

– Myślę, że jest ciężej grać mecze o brąz, niż mecze finałowe w naszym przypadku, ponieważ przegraliśmy w półfinale to, co praktycznie już było wygrane. Przegraliśmy rywalizację prowadząc w meczach 2:0  i mając przewagę dość wyraźną w trzecim secie trzeciego meczu. Przegraliśmy trzeci mecz, później kolejne i na pewno gdzieś w głowie siedzi nam ta porażka. Natomiast trzeba się pozbierać i grać do końca na maxa.

W sobotę, w Kędzierzynie kibice mogą spodziewać się kolejnego nerwowego tie-breaka? Wy to chyba polubiliście już granie tie-breaków?

– Nawet bardzo lubimy tie-breaki (śmiech). Myślę, że w sobotę wygramy, mamy wiele atutów. Teraz musimy się trochę zregenerować, podleczyć, bo mamy kilka problemów zdrowotnych w drużynie.

Własna hala jest dla Was atutem?

– Myślę, że wielkim. Kibice są naszym bardzo dużym atutem.

 

 

 

Rozmawiała: Ludmiła Kamer