- LM: Warta wygrywa z Roeselare
- LM: Jastrzębski osiąga cel we Francji
- GKS bez trenera. Słaby odsunięty od drużyny
- Depowski: pokazujemy, że potrafimy walczyć
- Fornal: mam nadzieję, że kibice zatęsknią
- PL: 12 kolejka – wyniki
- Ensing: rywal nie miał nic do stracenia
- Popiwczak: widzieli nas i robili wielkie oczy
- LM: pełna kontrola Jastrzębskiego na inaugurację
- LM: spacerek Projektu na inaugurację
Sołoducha: Finowie nigdy się nie poddają
- Updated: 23 kwietnia, 2015
Z Kędzierzyna do Finlandii – statystyk Zaksy Kamil Sołoducha opowiada o klubie i reprezentacji Finlandii.
L.K. – Zacznijmy od początku. Kiedy i jak to się stało, że zostałeś statystykiem w Plus Lidze?
K.S. – Pracę jako statystyk zacząłem sześć lat temu, w AZSie Olsztyn. Wtedy byłem na pierwszym roku studiów, a olsztyńska drużyna poszukiwała kogoś „świeżego” do zespołu. Pamiętam, że wtedy trenerem był Mariusz Sordyl. Przy nim bardzo dużo się nauczyłem o siatkówce i pracy w zespole. Myślę, że tamten sezon kluczowy dla mojego nastawienia na dalszą prace i rzutuje na każdy kolejny rok.
Była praca z AZS-em Olsztyn, czyli teoretycznie słabszą drużyną, teraz Zaksa, która zaliczana jest do tych mocniejszych ekip Plus Ligi. Czy Twoja praca różni się w zależności o jakie cele się gra?
– Jest wiele różnic, natomiast nie zmienia się nic dla kogoś, kto zawsze pracuje na sto procent. Przede wszystkim gra się więcej meczów, bo nie tylko Plusliga i Puchar Polski, ale również Liga Mistrzów czy Puchar CEV. Kolejna rzecz, to presja, która jest znacznie większa w Kędzierzynie niż była w Olsztynie. Jest to oczywiste, bo klub ma znacznie większe aspiracje. Doświadczonym zawodnikom takim jak w Kędzierzynie można znacznie więcej przekazać informacji o przeciwniku, ale każdy kij ma dwa końce, można też więcej od nich oczekiwać.
Zaksa miała wielkie plany na ten sezon, jednak boisko szybko je zweryfikowało. To oznacza, że liga jest mocniejsza, czy Zaksa słabsza?
– Myślę, że poziom czołówki ligi się nie zmienia, a słabsza postawa ZAKSY wiąże się z kontuzjami zawodników, w szczególności chodzi mi tu o chorobę Grześka Boćka. Zabrakło nam przez cały sezon tego najważniejszego ogniwa, ale również w trakcie sezonu wypadali kolejni zawodnicy. Gdy dowiedzieliśmy się o Grześku, to było już za późno na „załatanie tej dziury”, bo nie było już tak dobrych Polaków na rynku, a wzięcie na tę pozycję obcokrajowca spowodowało, że musieliśmy przykładać dużą wagę do limitu obcokrajowców na parkiecie.
Kibice do końca czekali na wielki „wybuch” formy. Tak się jednak nie stało. Dlaczego?
– Myślę, że to już opisałem przy poprzednim pytaniu. Ugraliśmy tyle na ile było nas stać. Doszliśmy do półfinału Pucharu CEV, a w Pluslidze zajęliśmy 6 miejsce. Gdybyśmy wiedzę, którą mamy teraz posiadali na początku sezonu, to na pewno byłby „wybuch formy” w trakcie sezonu lub już na samym początku byśmy grali dobrze. Jednak tak się nie stało. Aktualnie rozmawiamy o niedociągnięciach w tym sezonie, tak aby ich nie powtórzyć w najbliższych latach.
Jaki był najlepszy i najgorszy mecz Twojej drużyny, który utkwił Tobie w pamięci i dlaczego?
– Najgorszego nie pamiętam, bo staram się nie pamiętać tych złych chwil. Najlepsze momenty tego sezonu mogę przytoczyć co najmniej trzy. Był to mecz z Bełchatowem 30 grudnia, a następnie dwa mecze z Izmirem. Wszystkie z tego samego powodu. Wszyscy nas skreślali przed spotkaniami, a po ostatnim gwizdku okazywało się, że to my schodzimy będąc wygranymi. Udowadnialiśmy w szczególności samym sobie, że nie grając rewelacyjnie możemy wygrać będąc drużyną i walcząc do ostatniej piłki.
Zmieniona formuła grania (wszystkie drużyny grają do końca, walczy się o każde miejsce w tabeli) play off spotyka się z bardzo różnymi opiniami. Wam pozwoliła ona na poprawę miejsca po fazie zasadniczej. Czy to jednak oznacza, że ten system gry jest lepszy?
– Faktycznie, my poprawiliśmy swoją końcową lokatę, jednak to co za chwilę powiem nie będzie wcale z tym związane. Ktoś tak postanowił, że każda drużyna kończy w tym samym czasie, każda drużyna ma zagrać mniej więcej tyle samo spotkań i kropka. Robimy to, co kochamy, a ponadto nam za to płacą, więc jakie my mamy prawo mówić, że to zły system? Musimy walczyć do ostatniej piłki tego sezonu, o każdą lokatę. Wszystko to dla Drużyny, ale i dla samych siebie, bo to jak wyglądamy w tym sezonie zadecyduje, co z nami będzie w kolejnym.
Liga dobiegła końca, można wystawiać „laurki”. Van Dijk, Lucas- od nich oczekiwało się więcej? Dobry sezon młodego Rejno zaowocuje?
– Na wystawianie „laurek” przyjdzie czas jak skończymy ostatnie spotkanie i ochłoniemy od emocji tego sezonu. Na pewno trenerzy i prezesi dokładnie się przyjrzą każdemu z osobna i stwierdzą przydatność lub nie dla drużyny. Potrzeba tylko na to trochę czasu.
Sezon Zaksy zdecydowanie „pod kreską”. Ty zdecydowałeś się zostać w Kędzierzynie. Co wpłynęło na taką decyzję i czy była ona trudna do podjęcia?
– Takie decyzje nigdy nie są proste, bo wraz z nią decydujemy o kolejnym roku naszego życia jak i o życiu naszych rodzin. Praca w Kędzierzynie jest dla mnie okazją do osiągnięcia mojego celu pracy jako Statystyka (o tym jak już osiągnę cel). Poza tym praca w Kędzierzynie daje więcej możliwości niż praca w innych klubach i naprawdę wierzę, że ZAKSA w przyszłym sezonie może wrócić na podium.
Sezon zakończony, ale dla Ciebie nie ma czasu na wakacje. Kolejny sezon reprezentacyjny spędzisz w, a raczej z Finami. Jakie plany i oczekiwania na najbliższe miesiące?
– Zgadza się. W niecały tydzień po ostatnim meczu muszę się stawić w Finlandii, gdzie wraz z reprezentacją zaczniemy pierwsze zgrupowanie. W tym sezonie naszym głównym celem będzie awans na Igrzyska Olimpijskie w Rio. Będzie to najtrudniejsze zadanie jakie ta reprezentacja dostała odkąd w niej pracuję. Jednak zawsze nasze cele realizowaliśmy, więc dlaczego nie ten?
Jakieś niespodzianki w powołaniach? Będzie to drużyna jaką znamy, czy jednak pojawią się jacyś młodzi-zdolni?
– Będzie to bardzo podobna drużyna do tej, która była w zeszłym sezonie. Oczywiście na szerokiej liście pojawi się kilka nowych nazwisk, które mam nadzieję w perspektywie najbliższych lat się sprawdzą i zagoszczą w reprezentacji na dłużej.
Jak to się stało, że zacząłeś pracę w sztabie fińskiej kadry narodowej?
– Moja współpraca z reprezentacją Finlandii zaczęła się, w momencie, gdy Daniel Castellani był jej trenerem. Pewnego dnia zadzwonił do mnie i zapytał czy nie chciałbym dołączyć do jego ekipy. Daniel był dla mnie zawsze na szczycie hierarchii trenerskiej, więc bardzo szybko podjąłem decyzję. Od tego momentu, nawet gdy Daniela przygoda z Finlandią się skończyła to moja trwa. Bardzo polubiłem ten kraj i ludzi, którzy go zamieszkują, a z którymi mi przyszło pracować.
Praca w innym kraju, gdzie jednak ludzie mają inną mentalność była wyzwaniem? Czymś Ciebie zaskoczyła?
– Zaskoczyło mnie wiele rzeczy, ale co najważniejsze każda bardzo pozytywnie. Można byłoby tu bardzo dokładnie wszystko opisać. W szczególności uwielbiam to, że Finowie nigdy się nie poddają. Zawsze walczą do końca i nie tracą nadziei. Ponadto doceniają to, że ktoś daje z siebie sto procent. O to w naszym kraju jest bardzo ciężko. Poza tym Finowie są niesamowicie otwartymi ludźmi, więc pracuje się znacznie łatwiej niż w Polsce.
Jak sobie radzisz z językiem fińskim? Miałeś w związku z tym jakieś zabawne sytuacje?
Nie radzę sobie z językiem, jednak nie jest to problem, bo w Finlandii większość ludzi mówi po angielsku. W związku z tym jestem w stanie zawsze i wszędzie się porozumieć. Język fiński jest najtrudniejszym językiem na świecie, ale mam nadzieję, że za 10 lat będę w stanie się dogadać w ich ojczystym języku (śmiech)
Co w Finlandii mówi się o Polakach i naszej reprezentacji? Mają jakieś stereotypy w postrzeganiu nas?
– Finowie są pod wrażeniem polskiej ligi i reprezentacji, jednak to co najbardziej podziwiają w polskiej siatkówce, to kibiców oraz organizację imprez, które stoją na najwyższym poziomie. Nie zauważyłem jednak, żeby Finowie mieli jakieś stereotypy odnoszące się do Polaków.
Rozmawiała: Ludmiła Kamer