- LM: Projekt zdominował ACH na Torwarze
- Gdańsk gospodarzem turnieju VNL 2025
- Popiwczak: przeżywam déjà vu, bo rok temu była identyczna sytuacja
- Wojtaszek: dobrze zaczynamy drugą rundę
- PL: 16 kolejka – wyniki.
- Kaczmarek: do sukcesu potrzeba całej drużyny
- Nowowsiak: wygraliśmy za 3 punkty
- LM: Jastrzębski z kompletem punktów w Niemczech
- LM: Warta lepsza od Milano na włoskiej ziemi
- LM: Projekt niepokonany w grupowej rywalizacji
Popiwczak: widzieli nas i robili wielkie oczy
- Updated: 14 listopada, 2024
Jastrzębski Węgiel pewnie wygrał pierwszy mecz grupowy Ligi Mistrzów z bułgarskim Levski Sofia. Mistrzowie Polski od początku do końca kontrolowali, to co się dzieje na boisku i tablicy wyników. Po meczu o nowym sezonie Ligi Mistrzów i meczu z Bułgarami rozmawialiśmy z Jakubem Popiwczakiem, libero Jastrzębskiego Węgla.
Pełna kontrola, dominacja w każdym elemencie i nawet jeżeli rywal momentami myślał, że walczy, to szybko wrzucaliście kolejny bieg. Plan wykonany na sto procent?
- Jak widziałem wynik z Warszawy i wynik Zawiercia, to tak marzyło mi się, modliłem się o to, żebyśmy nie byli tym jedynym zespołem, który będzie miał problemy, który przegra seta, który z tymi, no nie ma co ukrywać „egzotycznymi” trochę zespołami, będzie się męczył. Na szczęście tak nie było, na szczęście od pierwszej piłki dosłownie kontrolowaliśmy to spotkanie. Skończyliśmy w bardzo dobrym stylu, nie pozostawiając łudzeń, że jesteśmy zespołem, który jest po prostu lepszy.
W pierwszym secie daliście Bułgarom popalić zagrywką, 4 asy serwisowe bezpośrednie, no i kilka takich pół asów powiedzmy. To na pewno destabilizuje grę po ich stronie, a z waszej strony to już tylko spokój?
- Na pewno tak. Myślę, że jak się patrzyło na rywali, nawet z Benem w czasie rozgrzewki się śmieliśmy, że dla tych chłopaków, co dzisiaj tutaj przyjechali i jak widzieli nas, jak się rozgrzewaliśmy na treningu, to robili wielkie oczy. Wyszli tutaj na mecz, grając na hali mistrza Polski, zespołu, który dwa razy z rzędu grał w lidze mistrzów, widząc tych wszystkich zawodników po drugiej stronie siatki, na pewno mogło na nich zrobić wrażenie. Dlatego ten początek meczu wyglądał, jak wyglądał. Z biegiem czasu na pewno widać było, że grają coraz lepiej, ale to i tak było za mało na nas.
Praktycznie zmian też nie było za wiele jak na mecz pod kontrolą .
- Tak, trener nie chciał za dużo rotować. Myślę, że było wszystko dane ku temu, żeby większa ilość zawodników mogła powąchać boisko i się pokazać w lidze mistrzów. Trener nie chciał, taki miał pomysł na dzisiejszy dzień. Mark Lebedew zawsze mówił, że żeby zużyć jak najmniej siły, to nie można grać na 50% i oszczędzać tej energii, tylko trzeba wyjść na 100% i zakończyć mecz jak najszybciej się da. Mam wrażenie, że trener Mendez wyszedł z taką myślą, z taką taktyką, żeby skończyć ten mecz jak najszybciej, żeby nie przedłużać tutaj niepotrzebnie niczego.
No i to się sprawdziło, bo praktycznie graliście godzinę i dziesięć minut, a to jest rekordowe tempo.
- Zdecydowanie tak. Czasami tak się zastanawiam, czemu ja tak lubię grać tutaj w lidze mistrzów, że ta liga mistrzów jest taka wyjątkowa i tak właśnie myślę, że te przerwy też mają wpływ, że są krótsze. Nie ciągnie się to, przerwy między setami, nie 5 minut, tylko 3, challenge’ów jest mniej. Jakoś tak wszystko szybciej, milej i przyjemniej. Więcej jest po prostu grania w siatkówkę i myślę, że to wszyscy po prostu lubimy bardziej.
Mam takie wrażenie, że trudniejsze są mecze z dołem tabeli w PlusLidze niż te fazy grupowej LM?
- Wolę nie mówić takich rzeczy, bo to się gdzieś tam lubi zemścić i później, jak pojedziemy do Bułgarii i nie daj Boże, zaliczymy jakąś wpadkę, to ktoś mi to wyciągnie (śmiech). Nie ma co ukrywać, że wczoraj, wchodząc, sprawdzając wynik z Warszawy, 25 do 9 w pierwszym secie, patrząc na ten dzisiejszy mecz nasz, można takie wnioski wyciągnąć. Liga mistrzów wiadomo, że prestiż i to brzmi zawsze dumnie, natomiast poziom meczów we wszystkich polskich halach, w tej pierwszej kolejce, wszyscy wiedzą, jaki jest. Trochę to boli, trochę to jest zastanawiające, bo chyba nie tego byśmy wszyscy chcieli jako kibice siatkarscy.
Jako kibice siatkarscy, możemy cieszyć się z tego, że wraca Final Four, czyli już te finały będą dwudniowe, będzie więcej emocji? Turniej finałowy będzie trochę inny, nie ograniczy się do jednego meczu, a Jastrzębski, jak pokazuje historia, nie lubi grać w jednomeczowych finałów.
- Ostatnio to samo mówiła moja żona – powiedziała, że nie lubimy grać, bo przegraliśmy ostatnie dwa, a ja jej mówię, bo finały Pucharu Polski i te Final Four to wygrywamy co roku (śmiech). Ja nie powiedziałbym, że nie lubimy. Tak szczerze, jestem trochę smutny, że będzie Final Four. Uczestniczyłem w tych Final Four, lubię to Final Four, bo to ma fajny klimat, ale z drugiej strony uwielbiam grać tu, w jastrzębskiej hali. Pamiętam te mecze, które graliśmy w poprzednim sezonie z Piacenzą, z Ziratem, wcześniej z Lube, z Kazaniem kiedyś, to tutaj, w naszej hali emocje są niesamowite. Mam wrażenie, że to jest naprawdę taki wyjątkowy klimat tych meczów w Lidze Mistrzów. Tak naprawdę, jeżeli wygramy swoją grupę, no to zagramy tutaj maksymalnie jedną rundę i odbiera się trochę święto tym kibicom tu na miejscu, tym lokalnym, gdzie wszyscy się biją o bilety, gdzie atmosfera jest świetna, gdzie gra się naprawdę o duże rzeczy, z dużymi przeciwnikami. Wiadomo, że będzie fajnie na Final Four, jeżeli uda nam się tam dojść, natomiast ja jestem smutny, bo po prostu odbiera się to święto takie, takie lokalne miejscowe.
Jestem pewna, że niezależnie, gdzie to Final Four będzie, to jastrzębscy kibice tam pojadą i będą was na pewno wspierać.
- Tego jestem pewien.
Dziękuję za rozmowę.