- PL: 17 kolejka – wyniki
- Kaczmarek: takie końcówki naprawdę budują
- LM: Francuzi walczyli, ale to Jastrzębski wygrał
- LM: Projekt zdominował ACH na Torwarze
- Gdańsk gospodarzem turnieju VNL 2025
- Popiwczak: przeżywam déjà vu, bo rok temu była identyczna sytuacja
- Wojtaszek: dobrze zaczynamy drugą rundę
- PL: 16 kolejka – wyniki.
- Kaczmarek: do sukcesu potrzeba całej drużyny
- Nowowsiak: wygraliśmy za 3 punkty
PL: Gładka wygrana PGE Skry, podział punktów w Radomiu.
- Updated: 19 stycznia, 2020
GKS Katowice – PGE Skra Bełchatów 0:3
Tym razem obyło się bez nerwów, a nawet i większych emocji. PGE Skra Bełchatów pokonała w Katowicach GKS 3:0 w ramach 14. kolejki PlusLigi. Żółto-czarni zbliżyli się do czołowej dwójki na dwa punkty.
Pierwsza myśl, która przychodzi do głowy na hasło „GKS Katowice”, to z pewnością „tie-break”. Ekipa trenera Dariusza Daszkiewicza już dziewięć razy w tym sezonie kończyła spotkanie dopiero po pięciu setach walki. Tie-break był też w Bełchatowie w pierwszej rundzie. W nim lepsi byli jednak siatkarze PGE Skry.
Rzeczywiście goście przystąpili do tego spotkania bardzo zmotywowani. Tym razem trener Michał Gogol na pozycji atakującego postawił na Dusana Petkovicia, który w pucharowym starciu z Indykpolem AZS-em Olsztyn jedynie epizodycznie pojawiał się na placu gry. Od pierwszych minut pokazał, że czuje się bardzo dobrze i w samym pierwszym secie skończył siedem z dziesięciu ataków. Ogółem ekipa z Bełchatowa bardzo pilnowała się, jeśli chodzi o własne błędy i była bezlitosna w ataku. Gospodarze z wejściem w mecz mieli spore kłopoty. Poza Rafałem Szymura pozostali gracze byli raczej przygaszeni. Zanim się obejrzeli, już stracili seta po porażce do 18.
W drugim secie goście nie spuszczali z tonu. Cały czas poziom trzymał Petković, a i Milad Ebadipour, który kilka dni temu wrócił z azjatyckich kwalifikacji olimpijskich czuł się bardzo dobrze, co udowadniał w ofensywie. Przyjęcie żółto-czarnych było na tak dobrym poziomie, że Grzegorz Łomacz nie bał się uruchamiać środkowych. A tu też Jakub Kochanowski był bezbłędny.
GieKSa, po drugiej stronie siatki, borykała się z problemami w ofensywie. Jakubowi Jaroszowi tego wieczora brakowało mocy. Już w trakcie seta pojawił się za niego Wiktor Musiał, ale na ratowanie wyniku było już za późno. Rozpędzeni bełchatowianie zwyciężyli do 17.
Jedyną szansą na ratowanie wyniku dla katowiczan byłby mocny początek trzeciego seta. I faktycznie udało się wygrać trzy z czterech pierwszych akcji, ale później wszystko wróciło do stanu z poprzednich części gry. Coraz mocniej i coraz odważniej bił Ebadipour. Artur Szalpuk, mimo niskiej skuteczności w ataku, nękał rywali zagrywką. PGE Skra nie pozwoliła gospodarzom nawet na nawiązanie walki i po niecałych 90 minutach zakończyła mecz wygrywając 25:17.
MVP: Grzegorz Łomacz
GKS Katowice – PGE Skra Bełchatów 0:3
(18:25, 17:25, 17:25)
Składy zespołów:
GKS: Nowakowski (5), Zniszczoł (2), Firlej (3), Jarosz (3), Szymura (8), Kwasowski (7), Watten (libero) oraz Szymański, Musiał (3), Buchowski (1), Kohut (2)
Skra: Kłos (6), Kochanowski (14), Ebadipour (12), Szalpuk (8), Łomacz (1), Petković (16), Piechocki (libero) oraz Orczyk, Filipek, Huber
Cerrad Enea Czarni Radom – Trefl Gdańsk 3:2
Trener Cerradu Enei Czarnych, Robert Prygiel, zaskoczył wyjściową „szóstką”, posyłając od początku na parkiet Michała Kędzierskiego, Brendena Lee Sandera i Michała Ostrowskiego. Właśnie ci siatkarze, do spółki z Atanasisem Protopsaltisem, rozstrzygnęli najważniejsze akcje premierowej odsłony na korzyść radomskiej drużyny. Bo o ile wcześniej mecz przebiegał w spokojnym tempie i wynik długo oscylował wokół remisu, to przy stanie 17:17 bardzo sprytnym zagraniem punkt zdobył Grek, wykorzystując blok przeciwników, a chwilę później popisał się asem serwisowym. Potem Trefl zdołał jeszcze doprowadzić do wyrównania, jednak dwie zagrywki w wykonaniu Sandera – precyzyjna w samą linię oraz mocna, nie do przyjęcia – dały setbola jego zespołowi. Walkę w tym secie zakończył bardzo pewnym atakiem Ostrowski, stawiając wcześniej kilka szczelnych bloków.
Druga część rozpoczęła się po myśli przyjezdnych. W szeregach miejscowych szwankowało przyjęcie i już po kilku minutach na tablicy wyników pojawił się rezultat 6:11. Potem prowadzenie Gdańskich Lwów nieco stopniało, lecz nie na tyle, by nie dowieźli go do końca. Wojskowi bardzo zachowawczo serwowali, co było wodą na młyn dla efektywnych oponentów. Prym w ich szeregach wiedli Szymon Jakubiszak i Bartosz Filipiak. Nie wybiło ich z rytmu nawet duże zamieszanie przy stoliku sędziowskim, wywołane przez… ich szkoleniowca, Michała Winiarskiego, który sprawiał wrażenie, jakby nie kontrolował liczby zmian w swojej drużynie. Po raz drugi chciał zdjąć z boiska Jakubiszaka i ostatecznie został ukarany czerwoną kartką za opóźnianie gry. Błąd Sandera dał gościom remis 1:1.
W trzeciej odsłonie sygnał do ataku gdańszczan dwoma blokami dał Bartłomiej Mordyl (4:1). Następną akcję skończył z kolei Filipiak, przekonując Roberta Prygla do szybkiego przerwania gry. Czas okazał się dobrą decyzją, gdyż po „czapie” na Mordylu doszło do wyrównania (6:6). Od tego momentu gospodarze na chwilę się zacięli, co negatywnie odbyło im się na wyniku (6:9). Trefl nie utrzymał jednak przewagi, toteż Butryn udanym atakiem ustalił kolejny remis (10:10). Sytuacja znów uległa zmianie, gdy rywala zablokował Jakubiszak, a następnie kontrę na punkt zamienił Filipiak (14:11). Przyjezdni bronili swojej przewagi. Radomianie starali się odzyskać inicjatywę, po ataku Protopsaltisa osiągając stan 16:18. Podopieczni Winiarskiego wykazywali się jednak dużym spokojem, pozostając przy swoim prowadzeniu, a „Wojskowi” znów nieskutecznie starali się zmienić oblicze seta.
Kolejny powrót na parkiet nie był dyktowany przez żadną ze stron (3:3). Taki stan trwał przez dłuższy czas, a obie formacje wymieniały się skutecznymi atakami (7:7). Jako pierwsi zaatakowali Czarni, a konkretnie Sander, obijając blok rywali (10:8). Kolejny punkt do przewagi gospodarzy dołożył Ostrowski (12:9). Gdańszczanie nie unikali również błędów. Pomyłka Filipiaka w ataku dała tym samym jeszcze wyższe prowadzenie gospodarzy (14:10). Taki obraz gry nie trwał długo, do czego mocno przyczynił się Crer, aplikując dwa asy serwisowe (15:15). Wyrównanie nie wpłynęło negatywnie na Czarnych, którzy za sprawą asa serwisowego Butryna i zbitej przechodzącej piłki przez Sandera odzyskali solidną zaliczkę (21:17). Zespół z Gdańska podjął jeszcze rękawice, lecz radomianie wytrzymali presję, a do tie-breaka doprowadził Protopsaltis.
Decydująca partia spotkania zaczęła od wyrównanej rywalizacji punkt za punkt. Impas przerwany został przez Czarnych (6:4), lecz kontra w wykonaniu Schotta przywróciła remis na tablicę wyników (6:6). Kolejny sygnał do ataku asem serwisowym dał Protopsaltis (9:7). Szansę na wynik 11:8 miał Sander, lecz został on zablokowany przez rywali. Następnie z kolei w siatkę wpadł Bartłomiej Grzechnik (10:10). Ostatnie słowo w meczu należało do radomian. Punktową zagrywką popisał się Butryn (14:11), a spotkanie zepsutym serwisem skończył Jakubiszak.
MVP: Brenden Sander
Cerrad Enea Czarni Radom – Trefl Gdańsk 3:2
(25:22, 21:25, 22:25, 25:21, 15:12)
Składy zespołów:
Czarni: Pajenk (5), Ostrowski (8), Kędzierski (2), Protopsaltis (15), Sander (24), Butryn (18), Masłowski (libero) oraz Ruciak (libero), Grzechnik (3), Vincic, Filip, Firszt i Włodarczyk (2)
Trefl: Filipiak (20), Janusz (1), Jakubiszak (16), Schott (16), Crer (13), Grzyb, Olenderek (libero) oraz Sasak, Janikowski, Urbanowicz i Mordyl (10)