Kwolek: to bardzo honorowy człowiek i takie „zagrywki” strasznie go irytują

Bartosz Kwolek, przyjmujący Aluronu CMC Warta Zawiercie po meczu półfinałowym Pucharu Polski nie krył radości z awansu do finału. Zawiercianie w niedzielne popołudnie stan przed szansą obrony tego trofeum, które również z Jastrzębskim Węglem wywalczyli przed rokiem. Po wygranej w półfinale udało się z nim porozmawiać.

W Krakowie spotykały się cztery najlepsze drużyny rundy zasadniczej PlusLigi, ale różnica poziomów, chociażby między Wami a Warszawą, w tym meczu była spora. Skąd taka przewaga?

  • W takich turniejach wszystko zależy od dyspozycji dnia. To nie zawsze jest tak, że wygrywa zespół najlepszy na papierze. Dzisiaj akurat my i Jastrzębie zagraliśmy lepiej od rywali, i zasłużenie wygraliśmy swoje mecze. Nie ma co doszukiwać się czegoś więcej. Nawet to, że Warszawa przyjechała dzień wcześniej i miała dodatkowy trening, nic im nie pomogło – a to tym bardziej cieszy.

Na dzień przed turniejem Wasz trener nieco podgrzał atmosferę przed meczem, próbując chyba zdjąć z Was presję. Czy Was to dodatkowo zmotywowało?

  • To raczej nie o motywację chodziło. Trener to bardzo honorowy człowiek i takie „zagrywki” – nazwijmy to nie do końca fair – strasznie go irytują. Mógłbym powiedzieć mocniej, ale powiedzmy, że go irytują. Po prostu powiedział, co myślał i tyle.

Rozmawialiście o tym nieszczęsnym treningu wewnątrz drużyny?

  • Raczej się z tego śmialiśmy. Nie było poważnych rozmów, bo co nas to w sumie obchodzi? Uważam, że pokazaliśmy na boisku, jak powinno się odpowiadać na takie zagrywki rywali.

Przed Wami powtórka finału z ubiegłego roku. Liczysz na podobny scenariusz?

  • Oby! W tamtym roku było 3:1 w finale dla nas, teraz marzy mi się 3:0, choć wiadomo – każdy zwycięski wynik biorę w ciemno. Mamy jeszcze trochę zapasu, jeśli chodzi o nasz potencjał. Liczę, że jutro to pokażemy.

W zeszłym roku zdobycie Pucharu Polski przez Zawiercie było dla niektórych zaskoczeniem. A jak jest teraz? Czujecie się faworytami tego finału?

  • Wtedy startowaliśmy trochę z pozycji „underdoga”, nikt nie stawiał na nas jako na murowanego faworyta. Teraz bronimy tytułu, to już zupełnie inna rola. Ale też nie czuję, żebyśmy byli głównym faworytem. Jak tylko gdzieś pojawia się Jastrzębie, to z automatu są stawiani w roli tych „numer jeden”. To klub, który od kilku lat regularnie zdobywa medale i każdy to wie.

Czy fakt, że te same drużyny spotykają się w fazie play-off i Pucharze Polski pokazuje realny układ sił w lidze?

  • Tak, ćwierćfinały i półfinały to potwierdziły. Jeśli przez cały sezon grasz równo i jesteś w czołówce, to przekłada się to potem na te kluczowe momenty. Rzadko się zdarza, żeby ktoś z niższych miejsc nagle zdobywał medal. Forma i gra w sezonie zasadniczym ma znaczenie.

Jeden z Twoich kolegów z drużyny wypowiadał się dość krytycznie o terminie turnieju finałowego Pucharu Polski. Ty też masz swoje zdanie?

  • Myślę, że każdy może sam sobie odpowiedzieć, co sądzi o tym terminie. Nie boję się żadnych kar za swoje słowa, ale temat był już tak wiele razy wałkowany, że nie ma sensu znów się nad tym rozwodzić. Jesteśmy tu, gramy i tyle.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. P. Sumaa/PLS