Kadziewicz: Mam okazję pokazać ludzką twarz

Łukasz Kadziewicz wicemistrz świata, dwukrotny olimpijczyk, występujący na pozycji środkowego, a obecnie ekspert Polsatu, założyciel Akademii Siatkówki oraz autor książki „Kadziu, siatkówka & Rock’n’Roll”. Jak wygląda „życie po życiu” kontrowersyjnego Kadziewicza? Szaleństwo, przygoda i ciągła podróż…

Miałeś sygnały od kolegów w obawie, że możesz w książce opublikować za wiele?

– Nie. Powiem szczerze, że ja nikogo nie chciałem krzywdzić tą książką. Ona powtała bardziej napisana z przymrużeniem oka, niż probująca niszczyć komuś karierę, czy sportowe życie. Nie, nic aż tak złego się nie działo, więc zachowałem dystans, a koledzy mi zaufali i wiedzieli, że to wszystko będzie miało ręce i nogi.

Dużo czasu poświęciłeś Raulowi Lozano. Łatwo z nim nie było, a z drugiej strony nie da się ukryć, że dla Ciebie jest to ktoś wyjątkowy?

– Na pewno. Na mojej sportowej drodze spotkałem wielu trenerów, jednak ten jest tym, któremu bardzo dużo zawdzięczam, nie tylko sportowo. Raul nie bał się wyciać tego co było złe w moim życiu, ale nauczył mnie też kultu pracy. Tego, że jak się zaangażujesz na sto procent, to będą tego efekty. Każdy trener dał mi dużo, ale największy sportowy sukces odniosłęm z Raulem, dlatego długo i ciepło mogę o nim opowiadać.

Jednak nawet Raulowi Lozano nie udało się do końca „ogarnąć” Kadzia?

– Nie, no co Ty! Fajnie to jest ujęte – nawet Raulo się nie udało mnie ogarnąć. Ja zawsze chodzę gdzieś tam błądząc swoimi ścieżkami. Wiele osób się wkurza z tego powodu, szczególnie moi najbliżsi. A takie coś ciężko ogarnąć (śmiech).

Jesteś „srebrnym dzieckiem polskiej siatkówki”. Tak pozostało do końca. Jest żal, niedosyt?

– Nie. Skończyła się moja przygoda ze sportem, która nigdy nie była karierą. Przeżyłem fantastyczne chwile i… nie, coś się skończyło, a ja wiedziałem, że rozpocznie się kolejny, nowy etap w moim życiu.

Znowu mówisz, że nie było kariery. Zawsze używasz stwierdzeń „bawiłem się siatkóką”, „przygoda”. Będąc wicemistrzem świata, czy kilkukrotnym olimpijczykiem, to taka fałszywa skromność przemawia?

– Nie, absolutnie, to nie jest fałszywa skromość. Zawodowy sport, to ciężki trening. Ja nie oszczędzałem się również po imprezach sportowych, czy po ważnych meczach. Mówię o tym głośno żeby pokazać, że jestem zwykłym człowiekiem. Ja też mam swoje problemy.

Ale masz też sukcesy…

– Tak i na bazie tych sukcesów mogę dzisiaj rozmawiać z dzieciakami i pokazać im jak fajnie można zacząć swoje sportowe życie od dsiatkówki. Mam świetną pracę w telewizji, która dała mi szansę. Ktoś wyciągnął do mnie rękę, abym na  sportowej „emeryturze” mógł dzielić się z innymi spostrzeżeniami, które dotyczą siatkówki. Ja jestem mega zadowolony z tego jak płynnine przeszedłem z życia do życia, do „realu”. Z lewitacji do chodzenia twardo po ziemi.

IMG_20170826_133954

Przepraszam, ale muszę zapytać o wątek romansu z Agnieszką Kaczorowską, który postanowiłeś skomentować w mediach i wówczas, i w książce. Zdziwiło mnie to, ponieważ nigdy nie komentowałeś plotek pojawiających się na Twój temat. To był ten moment, kiedy nie wyktrzymałeś. Czy było to spowodowane krzywdą jakie te plotki wyrządziły Twoim bliskim?

– Dokładnie tak. To taka sfera, której mało kto chce dotykać. Niech sobie ludzie piszą, że źle tańczę, nie fajnie komentuję, nie znam się na siatkówkce, czy źle uczę siatkówki. Wszystko co tyczy się spraw zawodowych może być przez wszystkich komentowane, możecie po mnie jechać. Jestem sobą publiczną i muszę to „przyjąć na klatę”. W momencie kiedy jednak kopie się człowieka, a konsekwencje ponoszą najbliżsi, to nie jest fajne. Wiem, że to jest show biznes, ale w takich sytuacjach się zastanawiam gdzie w tym jest show, a gdzie już biznes? Mija czas, ja potrafię się zdystanować teraz do tego i tyle. Ktoś zarobił, dołożyłem komuś do kotleta. Życie.

„Czego ty naprawdę szukasz w życiu?” – ten cytat pada pod koniec książki. Znasz odpowiedź na to pytanie?

– Nie i pewnie nigdy jej nie poznam. Żyję tu i teraz. Chwilowo mistrzostwami Europy, krótkimi wakacjami, czy nadchodzącym sezonem. Mam kilka planów, które dotyczą Akademii Siatkówki… Jak ktoś kiedyś powiedział, nie planuj, bo siła która jest nad nami wpływa na plany i zazwyczaj nic z nich nie wychodzi.

Wywołałeś temat Akademii Światkówki. Kończysz granie i od razu pomysł takiego projektu, na tak dużą skalę. Skąd się wziął ten pomysł w Twojej głowie?

– Wracając z Białorusi, miałem 33 lata i byłem praktycznie przekonany, że kończę swoją przygodę z siatkówką. Kolega Paweł Szabelski został trenerem w I lidze i mówi do mnie, że Wrocław, Lubin jest blisko, przyjedź – pogramy. Udało się awansować do PlusLigi, fajnie skończyć sezon. W Lubinie zaczęły już dochodzić do mnie sygnały, które sprowadzały mnie na ziemię. Myślałem, może Polsat, więc zacząłem coraz częściej i regularniej zaglądać do studia w okresie reprezentacyjnym. Jednak wiedziałem od początku, że chce mieć coś takiego jak Akademia Siatkówki. Mam wspaniałych kumpli, z którymi spędziłem dużo czasu na boisku – Maćka i Pawła (Dobrowolski i Siezieniewski – przyp. red.). To był mój pomysł, zaprosiłem do projektu właśnie chłopaków i dwa klata zajęło nam dopracowywanie szczegółów. Ruszyliśmy z projektem i cały czas się rozwijamy. Dołączyła do nas Asia Kaczor, ma dołączyć do nas Milema Radecka, zapraszamy do projektu również innych kolegów reprezentantów, olimpijczyków, którzy będą schodzili z boiskowej sceny. To jest fajny, transparentny projekt, do którego bardzo łatwo przystąpić, ale również bez żadnych problemów można się z niego wypisać, jeżźeli dostrzeże się na przykład porażkę dydaktyczną, czy problem  w pracy z młodzieżą.

Doba ma tylko 24 godziny. Jak godzisz dom z Akademią i Polsatem, do tego wykonując różne eventy, czy tak jak teraz spotkania autorskie?

– Zapytajcie mojej żony, ona pewnie chętnie udzieliłaby odpowiedzi (śmiech). Śmieję się, ale to jest taki śmiech przez łzy. Żona prosiła mnie abym skończył, zwolnił, wrócił do domu… Nie mam do siebie pretensji, bo to jest fantastyczna praca. Robie to co lubię, to co mnie pasjonuje, jeszcze mi za to płacą. Ja mam to szczęście, że naprawdę spełniam sięw tym co robię zawodowo. Mam też świadomość, że kiedyś będę musiał zwolnić, jednak póki co mam w sobie mnóstwo pokładów energii i to mnie nakręca. Wieczorem robię listę rzeczy jakie mam do zrobienia kolejnego dnia, czy w ciągu kilku dni i rano muszę wstać i to realizować. Jak powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B.

Mówiło się, że Ciebie albo się kocha, albo nienawidzi. Teraz gdy skończyłeś grać i ludzie widzą Ciebie trochę z innej perspektywy niż boisko, mam wrażenie, że tych kochających Kadzia jest coraz więcej. Odczuwasz to?

– Teraz mam okazję pokazać ludzką twarz. Kiedyś widziano mnie w sportowym stroju, spoconego, prężącego się, mającego pretensje do wielu osób. Dzisiaj mówię to co widę, co myślę, do tego mogę spełniać się w Akademii, bo ja też prowadzę tam treningi. Dużo eventów robię z wykorzystaniem wizerunku sportowców. Z Arturem Siódmiakiem zrobiliśmy sporo eventów, na których świetnie się bawiliśmy, jednocześnie pokazując dużym firmom, że jest nisza do wykorzytnia. Tego jest naprawdę dużo i mam nadzieję, że to wszystko będzie trwało długie lata, tak jak długie lata siatkówka byłą w moim życiu.

Wróćmy do książki, która w sprzedaży jest od kilku tygodni. Jaki jest oddźwięk na nią? Jakie opinie docierają do Ciebie od ludzi ze środowiska, ale też od kibiców?

– Jasne! Większość mówi, że fajny tekst, lekko się czyta, potrzebowałem wieczora, albo dwóch… Od kolegów są sygnały w stylu dzięki, że wróciły wspomnienia, czy dzięki że opisałeś jak to wyglądało z Twojej perspektywy. Spotykam się z ludźmi, czy na spotkaniach autorskich, czy na hali, rozdaję autografy, kibice mówią, że fajnie, bo z przymrużeniem oka, albo fajnie bo łatwo się czyta. Na początku może trochę były obawy, ale bardzo się cieszę z tej książki.

Rozmawiała: Ludmiła Kamer, Emilia Kotarska