- Huber vs. Stajer. Dwugłos po meczu w Jastrzębiu
- PL: 10 kolejka – wyniki
- Fornal o M’baye: chłopak, który potrafi rozluźnić atmosferę w szatni
- PL: 8 kolejka – wyniki
- PL: 7 kolejka – wyniki
- Rećko: walczyliśmy o każdą piłkę
- Wiśniewski: mieliśmy trochę problemów
- Grobelny: bardzo bym chciał reprezentować ZAKSĘ jako Polak
- Hadrava: musimy zacząć zbierać punkty
- Kaczmarek: wygrana w takim stylu napawa optymizmem
Janusz: czuję się wyjątkowo
- Updated: 25 lipca, 2023
Reprezentacja Polski w wielkim stylu pokonała w finale tegorocznej Ligi Narodów drużynę USA. O przebiegu tego spotkania, fenomenie zespołu Nikoli Grbicia i o tym jak smakuje pierwsze złoto w kadrze rozmawialiśmy z Marcinem Januszem, rozgrywającym Biało-Czerwonych.
Ogromne gratulacje. W wielkim stylu ograliście USA w finale Ligi Narodów. Siłą Biało-czerwonych jest zespołowość?
- To złoto Ligi Narodów jest pierwszym moim złotym medalem w reprezentacyjnej karierze. Ma dla mnie specjalny wymiar, ponieważ zdobyłem je w mieście, które bardzo dobrze wspominam, gdyż grałem tutaj przez trzy lata. Zdobyłem ważne trofeum w ERGO ARENIE, dlatego czuję się wyjątkowo. Chcę podkreślić, iż niezależnie od tego, kto wejdzie na boisko, jakość naszej gry nie spada, ponieważ każdy wnosi coś dobrego. Powtarzamy na każdym kroku, że to fenomen na skalę światową. Tak samo było w finale, w ważnym meczu, gdzie wydawałoby się, że to jest czas dla zawodników, którzy mają największe ogranie w reprezentacji, a tutaj wychodzi Tomek Fornal i pokazuje tak świetną siatkówkę. Właśnie to, że tworzymy wyrównaną grupę, oprócz zdobycia trofeum Ligi Narodów, jest budujące na przyszłość.
W 2012 roku reprezentacja Polski pod wodzą Andrei Anastasiego wygrała w finale Ligi Światowej z USA. Oglądałeś tamten mecz?
- Coś kojarzę, wiem, że Stanley przestrzelił (śmiech).
Myślałeś wtedy, że za kilka lat zagrasz w reprezentacji i również staniesz na najwyższym stopniu podium w Lidze Narodów?
- Oczywiście, o takich rzeczach marzy się od dziecka! Jednak droga, którą trzeba przejść, aby dostać się do reprezentacji, jest bardzo długa. Nie wspominając już o wykonanej pracy, która umożliwia osiąganie sukcesów. Dla mnie jest to bardzo wzruszający moment, bo tak jak wspomniałem wcześniej, jest to pierwsze trofeum wygrane z reprezentacją. Wcześniej zdobyliśmy już medale, ale złoto wygraliśmy pierwszy raz, dlatego jest to dla mnie szczególne ważne.
To jak smakuje to złoto?
- Smakuje niesamowicie! Dodatkowo cieszę się, że zdobyłem je w wyjątkowym dla mnie miejscu, w Gdańsku. Do tego przy najwspanialszej publiczności na świecie! Dla takich momentów gra się w siatkówkę i uprawia sport. Ogromnie się cieszę, że mamy złoto. Nie zapominamy jednak, że jeszcze w tym sezonie mamy o co grać.
Kibice w ERGO ARENIE stworzyli po raz kolejny niesamowite widowisko. Jak odczuwacie to wsparcie na boisku?
- Hymn śpiewany a cappella to coś niesamowitego. Przeżywaliśmy to już wiele razy, ale za każdym razem jest to coś specjalnego. Coś, czego nie ma nigdzie na świecie. Tylko w Polsce jest taka atmosfera. Ona nas niesie. Kibice to nasz dodatkowy zawodnik. Może to taki banał, który powtarzamy cały czas, ale my zawsze będziemy wdzięczni za to ogromne wsparcie, które otrzymujemy. Naszą dobrą grą staramy się odwdzięczyć za to, co dostajemy z trybun.
Na boisku wydajesz się bardzo spokojny i opanowany. Czy tak rzeczywiście jest, czy tylko my to tak widzimy z zewnątrz?
- Staram się zachowywać spokój na boisku, ponieważ to pomaga mi w grze. Wolę skupić się na rzeczach i zadaniach, które mam do wykonania. Mam też – oczywiście – jakieś pole manewru, ale są określone zagrania, które muszę wprowadzać. Myślę, że ogólnie jesteśmy spokojną drużyną, może niekoniecznie w tej ekspresji po akcjach, ale spokojną drużyną w trudnych momentach. To jest bardzo ważne i cenne. Nikt nie panikuje, nawet jeśli ktoś ma mniej ogrania na międzynarodowych parkietach. Nawet w drugim secie, kiedy Amerykanie odwrócili losy tej partii, staraliśmy się dalej skupiać na swojej grze. Oczywiście, rywalom trzeba oddać, że zagrali wtedy bardzo dobrze. To jest jednak świetna drużyna, która nigdy się nie poddaje, dlatego trzeba cały czas uważać, grając przeciwko nim. Mimo tej straty punktowej, mieliśmy wszystko w swoich rękach, żeby dokończyć tego seta i go wygrać. To się jednak nie udało, ale ta sytuacja nie wybiła nas z rytmu. Wróciliśmy w trzecim secie i dalej kontynuowaliśmy dobrą grę. To jest bardzo cenne. Powtarzam na każdym kroku, że to nie zdarza się często. Trudne momenty często potrafią złamać drużynę, a nas w tym turnieju nie dało się złamać.
Przed Wami wymagająca jesień – najtrudniejsza i najważniejsza część sezonu. Jaki stawiacie sobie cel do osiągnięcia?
- Chcemy wygrać wszystko co się da. Oczywiście wiemy, że jesteśmy w grupie drużyn, które mogą myśleć o zwycięstwie w tym turnieju, ale my po raz kolejny jesteśmy wysoko w międzynarodowych rozgrywkach. Przez ostatnie lata regularnie przywozimy medale ze zdecydowanej większość imprez, to jest ważne. Zdajemy sobie też sprawę z tego, że nie każdy turniej można wygrać. Zawsze trzeba myśleć o tym przeciwko komu gramy. Za każdym razem walczymy jednak o jak najwyższe cele, postaramy się wygrać jak najwięcej. Skupiamy się na każdym kolejnym meczu, nie ważne czy to jest sparing, mecz na szczycie, finał Ligi Narodów, mecz Mistrzostw Świata czy Europy, to walczymy o wszystko.
Wspomniałeś o tym, że Gdańsk jest Ci bardzo bliski i masz z nim dobre skojarzenia. Czy gra w Treflu Gdańsk była dla Ciebie takim przełomem w karierze? Wiadomo, że potem przyszły wspaniałe sukcesy z ZAKSĄ, ale w Treflu pokazałeś się z bardzo dobrej strony jako pierwszy rozgrywający.
- Życie sportowca składa się z takich schodków, które trzeba pokonywać. Na pewno gra w Gdańsku była bardzo ważnym momentem w mojej karierze. Z drużyny, która nie była stawiana w roli faworyta, potrafiliśmy wygrywać z najlepszymi i grać jak równy z równym. Tutaj właśnie też stawiałem pierwsze kroki jako podstawowy rozgrywający, więc Gdańsk lubię nie tylko jako miasto, w którym żyłem, ale również jako miejsce, gdzie osiągałem sukcesy.
Z Gdańska: Ludmiła Kamer