- LM: Jastrzębski osiąga cel we Francji
- GKS bez trenera. Słaby odsunięty od drużyny
- Depowski: pokazujemy, że potrafimy walczyć
- Fornal: mam nadzieję, że kibice zatęsknią
- PL: 12 kolejka – wyniki
- Ensing: rywal nie miał nic do stracenia
- Popiwczak: widzieli nas i robili wielkie oczy
- LM: pełna kontrola Jastrzębskiego na inaugurację
- LM: spacerek Projektu na inaugurację
- Kurek: najważniejsze jest to czego nie widać
Huber: należy wziąć to na klatę i pracować dalej
- Updated: 6 października, 2024
Jastrzębski Węgiel w 5 kolejce ligowych spotkań udał się do Częstochowy, gdzie był teoretycznie pewniakiem do wygrania za trzy punkty. Norwid rzucił wszystko na jedną kartę, pokazał skuteczną siatkówkę i to w każdym elemencie, a nierówna gra mistrzów Polski nie pozwoliła na zatrzymanie miejscowych. W rezultacie jastrzębianie wywieźli spod Jasnej Góry tylko jeden punkt, odnosząc pierwszą porażkę w sezonie. Po meczu rozmawialiśmy ze środkowym Jastrzębskiego Węgla, Norbertem Huberem.
Przyjechaliście do Częstochowy po komplet punktów, ale wyjeżdżacie tylko z jednym. Jak podsumujesz to, co się działo na boisku?
- Myślę, że zagraliśmy po prostu słabo. Nie tak jak od siebie oczekiwaliśmy i graliśmy nerwowo. Uwydatniły się nasze problemy, które mamy w tym sezonie.
Mówisz o tym, że wasza gra była po prostu szarpana?
- Dokładnie. W tie-breaku, gdzie od stanu 8-8, ja zaserwowałem w siatkę, a później poszedł na zagrywkę Damian Krogut… Można powiedzieć, że w wielu sytuacjach tak się dzieje, w tym meczu też się to zdarzyło, że wyszedł gość i zaczął serwować bardzo dobrze. Trafiał do linii, mieliśmy problem ze skończeniem piłki. Po prostu byliśmy w tym meczu gorsi i powinniśmy się cieszyć z tego jednego punktu.
Chyba nie spodziewaliście się, że Częstochowa wytrzyma na dystansie? Ci słabsi potrafią grać dobrze, ale w końcu ich gra się załamuje. Tym razem Norwid nie dał się złamać.
- W pewnym momencie, w trzecim secie, kiedy przegrali dosyć znacznie (19:25-przyp.red.), na następny wrócili do składu z początku meczu, po prostu wyszli walczyć. Jak rozpoczęliśmy ten mecz, to spodziewaliśmy się, że będzie ciężki, że gra będzie wyglądała momentami niepewnie. Myślę, że mogliśmy mimo wszystko zaprezentować się lepiej i zagrać lepiej w siatkówkę.
Wyjście na rozegraniu z Finolim zamiast Toniuttiego miało być elementem zaskoczenia rywali?
- Myślę, że to nie był element zaskoczenia. Wczoraj trenowaliśmy w takim zestawieniu, więc myślę, że to było po prostu zaplanowane przez trenera. Mimo tych zmian w składzie, bo też nie grał Timo Carle od początku, trzeba przyznać, że my nie graliśmy dobrze, ale oni grali naprawdę wyśmienicie.
Ten wynik pokazuje, że każdy punkt meczowy jest na wagę pozostania w tych rozgrywkach, w perspektywie spadku aż trzech drużyn?
- Dzisiaj jest taka nasza liga, że są jacyś faworyci do trofeów i wysokiego miejsca, ale są też drużyny, które walczą o byt w tej lidze, do których jak się przyjeżdża, albo jak one przyjeżdżają, to wiadomo, że będą po prostu tak grać, jak z nami zagrała Częstochowa, czy jak ostatnio grały Katowice w Zawierciu.
Muszę zapytać jeszcze o późną porę grania. Wiem, że mecze o 20.30 nie należą do waszych ulubionych i to niezależnie od rywala?
- W tym meczu rywale nam urwali dwa punkty. Godzina nie jest ulubiona, ale ktoś musi grać o tej porze. W tej kolejce na nas wypadło, w piątek też na nas wypadnie (11 października z Indykpolem o godz. 20.30-przyp.red.), ale myślę, że to są równe podziały na szczęście. Myślę, że szczęśliwe jest to, że z Częstochowy mamy blisko do Jastrzębia i nie musimy jechać przez całą Polskę, tylko może godzinę, dwie i będziemy w domu. Godzina jest późna, ale dobre jest to, że mimo wszystko zakończyliśmy mecz w zdrowiu, a po prostu porażka jest elementem naszej pracy. Należy wziąć to na klatę i pracować dalej.