Drzyzga: Zawsze lepiej skończyć z medalem

Reprezentacja Polski przegrała wczoraj w czterech setach półfinałowe spotkanie ze Słowenią w ramach turnieju CEV EuroVolley 2021. O przebiegu tego meczu, kontrowersyjnym systemie challenge, klątwie i nastawieniu mentalnym rozmawialiśmy z Fabianem Drzyzgą, rozgrywającym biało-czerwonych.

Który moment tego meczu był kluczowy i zaważył na ostatecznym wyniku?

  • Kluczowy był na pewno drugi set. Gdybyśmy go wygrali, moglibyśmy inaczej być może napisać tę książkę.

Przy tak zbliżonych umiejętnościach decydujące było nastawienie mentalne?

  • Nie uważam, żebyśmy mieli złe nastawienie mentalne na ten mecz, czy że zlekceważyliśmy Słoweńców. Nie moglibyśmy zlekceważyć kogoś, kto nas trzy razy z Mistrzostw Europy wysyła do domu, a czasami po prostu nie pozwala nam zagrać w finale. Być może znaczenie ma to, że Słowenia przygotowywała się stricte pod ten turniej, a my jednak wzięliśmy go z marszu. Nie chcę jednak tłumaczyć się tym, że przez to przegraliśmy. Powtarzam, że przegraliśmy na cztery piłki, więc też nie mogę powiedzieć, że byliśmy w złej formie. Gdybyśmy w niej byli, to wynik byłby trzy razy taki jak ten w trzecim secie. Wtedy moglibyśmy powiedzieć, że jesteśmy bez formy, powinniśmy jechać do klubów i jak najszybciej zapomnieć o tym sezonie. Przegraliśmy po prostu po sportowej walce.

Zdążycie „podnieść się” do tego meczu o trzecie miejsce?

  • A jakie mamy wyjście? Powinniśmy tylko czekać, aż ktoś pokona? Mamy się teraz popłakać, że przegraliśmy ten półfinał? Nie. Zawsze lepiej skończyć turniej z medalem niż bez. Może akurat ta grupa ludzi lubi brąz. Może nasze żony, kobiety, tak do tego brązu są przyzwyczajone, że zostaje nam ten właśnie medal. Oczywiście, trochę żartobliwie do tego podchodzę (śmiech). Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli gdzieś mecz o trzecie miejsce. Nie możemy tego zrobić tej wspaniałej publiczności, która stworzyła kapitalną atmosferę. Myślę, że – oprócz naszego wyniku – to był mimo wszystko widowiskowy mecz, który mógł się podobać.

Czwarty set upłynął pod znakiem systemu challenge – nieprawdopodobnych zwrotów akcji. Jak gra się po takim czasie oczekiwania na ostateczny rezultat weryfikacji? To przecież strasznie rozbija grę…

  • Nie wiem, czemu one trwają tak długo. W dodatku często są bardzo kontrowersyjne. Czasami coś widać na obrazku, a czasami nie. Nie wiem, kto sprawdza te challenge. Są one pokazywane w dziwny sposób, nie tak jak u nas w lidze, z takich normalnych kamer, kiedy dokładnie wiemy, co sprawdzamy i mamy dokładny obraz tego, co się wydarzyło. Podczas Mistrzostw Europy są pokazywane w taki sposób, że często łapiemy się za głowę. Trwa to też strasznie długo, a to wybija z rytmu, szczególnie drużynę, która prowadzi.

Pamiętasz spotkanie z takim dużym ładunkiem emocjonalnym jak ten ze Słowenią? Tych nerwów, emocji spowodowanych wideo weryfikacją było strasznie dużo.

  • Tak na gorąco, nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Pewnie były takie mecze, ale to jest właśnie piękno tego sportu, a w zasadzie każdej dyscypliny, gdzie są kibice i grają bardzo wyrównane drużyny. Każdy chce przecież wygrać, nie patrząc na to, co dzieje się po drugiej stronie. Cóż mogę więcej powiedzieć? Atmosfera była kapitalna, wszystko było O.K., tylko my nie postawiliśmy tej kropki nad “i”. Nie będę się tłumaczyć, ale też nie będę nie wiadomo jak nisko głowy pochylał, żeby przeżywać tę porażkę. Trzeba się otrząsnąć i wyjść na boisko znów bić się o brązowy medal.

Wspominałeś o tym, że po raz kolejny to Słoweńcy stanęli Wam na drodze. Wiem, że nie lubicie słowa “klątwa”, ale można chyba powiedzieć, że Słowenia jest niewygodnym rywalem?

  • Można mówić, że Słowenia jest niewygodnym rywalem, albo ciąży na nas jakaś klątwa czy fatum. Ja po prostu uważam, że to jest drużyna, która ma naprawdę bardzo dobrych zawodników w swojej drużynie. Po pierwsze, ta grupa spędziła ze sobą już ładnych parę lat, coś wygrała, coś też przegrała. Widać, że bardzo dobrze czują się w swoim towarzystwie, a to że akurat my czasami stajemy im na drodze, to jest po prostu przypadek. Ja nie mam czegoś takiego, że zamykam oczy i śnią mi się Słoweńcy. Nie wiem, czy dałbym radę grać wtedy z Klemenem czy Janem Kozamernikiem, czy też trenerem w jednej drużynie. Musiałbym najpierw ich zwolnić (śmiech).

Z Katowic: Ludmiła Kamer