Czarnowski: Zostaję w Jastrzębiu

Dla Patryka Czarnowskiego obecny sezon był dość pechowy. Środkowy Jastrzębskiego po zdobyciu brązowego medalu, myśli już o kolejnym sezonie

L.K. – Co prawda nie grałeś w ostatnich meczach, mimo to gratuluję brązowego medalu. Emocje podczas oglądania takich meczów zza band większe niż z perspektywy boiska?

P.C. – Za duże, zdecydowanie za duże emocje! Wolę być na boisku i uczestniczyć w grze. Spoza kortu jest dużo przeżyć i dużo mieszanych odczuć. Bardzo chciałoby się być na boisku, ale niestety nie ma takiej możliwości.

Nie da się być bezstronnym widzem?

– Nie. Nie da się być bezstronnym. Nie da się jak przy herbacie, usiąść i oglądać meczu. Tym bardziej, że emocji było dużo, nerwów również. Nasz zespół pokazał niejednokrotnie w tym sezonie, że potrafi dostarczyć wielu emocji, stworzyć fajne widowisko. Bardzo się cieszę, że udało się to uwiecznić medalem w lidze i Lidze Mistrzów.

Brąz to taki jastrzębski kolor w tym sezonie.

– Tak, brązowy sezon Jastrzębskiego (śmiech). Co prawda apetyty mieliśmy na grę w finale. Niestety zespół z Bełchatowa idealnie wstrzelił się z formą na play offy (Jastrzębski w półfinale przegrał ze Skrą Bełchatów – przyp. red.)

Skra pokazała również w finale, że jest nieosiągalna.

– Dokładnie. Chociaż myślę, że w danym momencie jest nieosiągalna. Uważam, że z tą formą, którą pokazywaliśmy wcześniej i może bez tego natłoku meczów, które mieliśmy, moglibyśmy wygrać z nimi. Niestety sezon jest długi i ciężki, trzeba rozłożyć odpowiednio siły na cały ten czas. Skra te siły rozłożyła trochę lepiej i zdobyła mistrzostwo.

Jak ocenisz ten sezon w kontekście własnej osoby? Zacząłeś od długotrwałej kontuzji, wróciłeś do gry w bardzo dobrej formie i na najważniejsze mecze znowu przyplątał się uraz. Pechowo?

– Jestem bardzo zły jeżeli chodzi o ta końcówkę sezonu. Złapał mnie nie za fajny przypadek, po prostu zerwałem łydkę. Jest to błaha kontuzja, która mimo wszystko wykluczyła mnie na około trzy tygodnie z grania, gdzie wówczas do końca ligi został tydzień. Wyleczyłem się z kontuzji, która trapiła mnie dosyć długo, na początku sezonu. Nie było po niej śladu. Budowałem formę i wydaje mi się, że byłem w dobrej dyspozycji, żeby dobrze pograć i przytrafiło mi się coś takiego, takie byle co, które wyeliminowało mnie z najważniejszych meczów. Niestety…

Ten brązowy medal, taki na osłodę tego wszystkiego?

– Na osłodę może być (śmiech). Wolałbym jednak sam go wywalczyć, na boisku, a może nawet powalczyć wówczas o złoto.

Myślisz już o wakacjach, o regeneracji?

– Tak. Może nie jeszcze o urlopie, ale o czasie na regenerację. Żeby dobrze przygotować się do przyszłego sezonu. Chcę dobrze rozłożyć siły. Tym bardziej, że w kolejnym sezonie będziemy ponownie walczyć o najwyższe cele, również w Lidze Mistrzów. Wydaje mi się, że pokazaliśmy, iż stać nas by Ligę Mistrzów nawet wygrać, więc jest do czego się przygotowywać. Myślami jestem już trochę przy kolejnym sezonie.

Rozumiem, że zostajesz w Jastrzębskim Węglu niezależnie od wszystkiego?

– Tak. Zostaję w Jastrzębiu jeszcze na kolejny sezon, niezależnie od wszystkiego.

Muszę zapytać na koniec o reprezentację. Dużo mówiło się o powołaniu dla Ciebie, bo rzeczywiście wystrzeliłeś z formą. Jest gdzieś w środku żal, że tego powołania jednak nie było?

– Nie będę komentował tego, co trener miał w zamyśle. Wiadomo, że trener ma jakiś plan. Nie mam do niego pretensji. Mam świadomość, że w tym sezonie mniej uczestniczyłem w grze, mało mnie było na boisku.

Ale tak zwyczajnie, po ludzku pewnie szkoda?

– Oczywiście. Najważniejsze są mistrzostwa świata, które wiadomo, że są u nas, przy naszej publiczności. Marzeniem każdego zawodnika jest zagrać tak ważny turniej, przy najwspanialszych kibicach na świecie. No, ale cóż, może następnym razem (śmiech).

 

Rozmawiała: Ludmiła Kamer